środa, 5 kwietnia 2017

O Greku słów kilka(naście)


            O Greku usłyszałam po raz pierwszy jakiś rok temu. Koleżanka, wiedząc o moich bezskutecznych staraniach, opowiedziała mi swoją historię. Przeszła kilka operacji, terapię lekową i nic. W końcu ktoś ją zabrał do Krakowa, do Greka, który ją uzdrowił, przewidział, że będzie mieć 2 dzieci (choć nie było wiadomo czy będzie mieć choć jedno) i ..... dziś cieszy się podwójnym macierzyństwem.  Słuchając tej historii, nie myślałam sobie, że poznam Greka osobiście.
            Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że nie bardzo lubię rozmawiać przez telefon. Pod tym względem jestem dziwna i specyficzna, ale cóż, pogodziłam się z tym. Zanim więc wykonałam telefon do Greka, próbowałam siebie uspokoić i przekonać, że w ogóle dobrze robię, aranżując nasze spotkanie. Pierwszy telefon, usłyszany głos, serce wali jak młot i od razu....zauroczenie. Jego spokojny, stonowany głos, rzeczowa i konkretna rozmowa, zadawane pytania, udzielane odpowiedzi - to wszystko sprawiło, że czułam się jak w siódmym niebie. Zaopiekowana i zrozumiana. Rewelacja. Pierwsza rozmowa trwała ok godzinę. W tym czasie mówił do mnie tak, jakby znał mnie całe życie. Mówił tak, jakby rozumiał przez co przechodzę, dając do zrozumienia, że nie jestem sama. Zaproponował spotkanie. Zgodziłam się. Nie obyło się jednak bez walki. Wewnętrznej.
            Wiedziałam, że Grek jest magiem, wróżbitą, czytającym z wahadełka  bioenergoterapeutą. W moich oczach cudotwórcą w czystej postaci. Najpierw podchodziłam do sprawy lekkomyślnie, jednak im bliżej było spotkania tym więcej wątpliwości mnie nachodziło. Patrząc na sprawę czysto duchowo - wiedziałam, że świadomie wchodzę w grzech. Wiedziałam również, że jeśli komuś o tym powiem, zostanę od tego odwiedziona. A odwiedzioną zostać nie chciałam. Więc pojechałam. I otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia.
             Na miejscu, w domu prywatnym, czekał na mnie sympatyczny pan po 50. Początkowo byłam nieco zestresowana, ale w jego oczach widziałam tyle spokoju, że szybko przestałam się denerwować. Gdy zaproponował mi herbatę, poczułam się jak w odwiedzinach u starego znajomego. Podobało mi się to, że nie musiałam za dużo mówić. Właściwie on przegadał większość tej rozmowy (a trwała ona 4 godziny). Mówił tak, jakby czytał ze mnie dosłownie. Wszystko się zgadzało. Z przeszłości, teraźniejszości. Najbardziej interesowała mnie jednak przyszłość. Mówił dokładnie to, co chciałam słyszeć, a ja chłonęłam jak gąbka. Zafascynowana. Podekscytowana. Oczarowana. Przy tym wszystkim wykonywał swoje rytuały i wróżył przyszłość.
               Jakoś tak się rozmowa potoczyła, że zeszliśmy na tematy duchowe. Zaczął wykładać Biblię, a ja....oniemiałam, próbując sobie przypomnieć o jakim fragmencie w danej chwili mówi. I zrozumiałam, że do tej pory chyba nie wierzyłam w nic, bo kompletnie nie znam księgi, na której, jak mniemałam, oparta jest moja wiara. Ale Grek wprowadził szybko nowy ład, nie zostawiając mnie i w tej materii samej. Pokazał mi świat złożony z energii, z której wszystko się wywodzi, do której wszystko dąży i powraca. Opowiadał o  miłości, która przepełnia absolutnie wszystko, jeśli tylko pozwoli jej się zadomowić w sobie. Mówił o  tym, że każdy człowiek jest bogiem samym sobie, tylko niewielu to odkrywa. Polecił książki, które warto poczytać. Byłam mu wdzięczna za wszystko. pPełna nadziei i pokoju. Tak, wtedy wracając z Krakowa do domu, czułam się niezwykle spokojna i pewna, że wszystko to, co się wydarzyło, było mi potrzebne. Po powrocie chłonęłam książki.
               A potem do akcji wkroczył mój mąż z przyjacielem i cóż....i rozwalili dopiero co zbudowany świat.    Ale o tym następnym razem.

Cdn.
           

4 komentarze:

  1. Przeczytaj może 13 rozdział Apokalipsy, który pokazuje, jak to bestia panuje nad światem, a na koniec ukazuje imię bestii - 18. Tu potrzebna jest mądrość. Kto ma rozum niech obliczy liczbę bestii. Otóż jest to liczba człowieka, którego liczbą jest sześćset sześćdziesiąt sześć.
    Panowanie bestii nad światem, to nie jest panowanie bezpośrednio szatana - to panowanie człowieka, który zaczął siebie uważać za boga (liczba bestii to 666 - pełnia dla Żydów to 777)
    Jak to dobrze, że Twój mąż zachował trzeźwość umysłu

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że ksiądz nie cytował Apokalipsy...

    ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzecz w tym, że źle rozumiemy Apokalipsę - wręcz mamy określenie, które mówi o wizji apokaliptycznej. Wynika to z przykładania do wizji symbolicznej jakiś obrazów realistycznych. Już samo słowo bestia budzi przerażenie i może to jest poniekąd słuszne, ale tylko poniekąd. No bo sama opisujesz, że ów Grek był przesympatyczny i budził zaufanie. A tymczasem to apokaliptyczna bestia. I pamiętaj, że Apokalipsa, wbrew powszechnemu mniemaniu, nie jest tekstem o czasach ostatecznych - jest o każdych czasach, także ostatecznych, ale jedynie także. Apokalipsa, to nade wszystko Dobra Nowina, to opowieść o tym, że ostateczną odpowiedzią na każde pytanie jest Jezus - i to zarówno w historii całej ludzkości, jak i historii każdego życia ludzkiego. Przedstawia zagrożenia dla tego życia, ale nade wszystko ukazuje Jezusa, jako tego, z kim wszelkie te zagrożenia można pokonać.

      Usuń
    2. Masz rację - odczytujemy Apokalipsę jako zapowiedź ostatecznych czasów, zapominając, że każdy z nas ma swój, niezależny, ostateczny czas.

      Usuń

(Nie)wcielone