czwartek, 27 kwietnia 2017

Zmiana kodu na 3 z przodu


30 lat.
Piękny wiek.


Dziś doceniam życie bardziej niż wczoraj.
Kiedy człowiek doświadcza niepłodności
uzmysławia sobie jakim darem jest jego własne życie.
Moi rodzice starali się o mnie 3 lata.
Jestem im wdzięczna za wytrwałość.
Bardzo.

wtorek, 25 kwietnia 2017

Zasypiamy na słowach

Zasypiamy na słowach
budzimy się w słowach

czasem są to łagodne
proste rzeczowniki
las albo okręt

odrywają się od nas
las odchodzi szybko
za linie horyzontu

okręt odpływa
bez śladu i przyczyny

niebezpieczne są słowa
które wypadły z całości
urywki zdań sentencji
początki refrenu
zapomnianego hymnu

“zbawieni będą ci którzy”...
“pamiętaj abyś”...
lub “jak”
drobna i kłująca szpilka
co spajała
najpiękniejszą zgubioną
metaforę świata

trzeba śnić cierpliwie
w nadziei że treść się dopełni
że brakujące słowa
wejdą w kalekie zdania
i pewność na którą czekamy
zarzuci kotwicę

(Zbigniew Herbert)

poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Prywatny moment słabości.

Tylko czasem poddaję się emocjom.
Wówczas siedzę i płaczę, wgapiona w ścianę.
I widzę pustkę i ciemność.
Nic wiecej.
A wargi same splatają się w słowa -'dlaczego ja?'.
Lecz odpowiedzi próżno szukać.
Leżę zwinięta w kłębek z zaciśniętymi pięściami.
Przez chwilę dłuższą.
Nie spieszy mi się nigdzie.

Potem się uspokajam i składam się w jakąś całość, żeby w miarę funkcjonować.
Cóż.
Tak mam.
Swój prywatny moment słabości.

środa, 19 kwietnia 2017

To mi w duszy gra!




Trzymaj moje serce, nigdy więcej nie pozwól by krwawiło
Czasem przebaczenie jest jak człowiek w stanie wojny
Bóg jeden wie, dlaczego miłość jest warta upadku
Może to właśnie sprawia, że ​​kocham
Może to właśnie sprawia, że ​​kocham

Teraz to słyszę, nieśmiertelny dźwięk
Ryczy jak lew, ukryty głęboko we mnie
Nie mogę go dłużej ukrywać, bo nie zostałem uczyniony tak silnym
O, słodka kapitulacjo, trzymaj moje serce i nie puszczaj
A ja odpuszczę

A Bóg wie
Tak bardzo Cię kocham

Trzymaj moje serce, nie pozwól by się złamało jak strach
Czasami chwila trwa niczym tysiąc lat
Bóg jeden wie, dlaczego miłość ma oczy zalane łzami
Może to właśnie sprawia, że ​​kocham
Może to właśnie sprawia, że ​​kocham

Teraz to słyszę, nieśmiertelny dźwięk
Ryczy jak lew, ukryty głęboko we mnie
Nie mogę go dłużej ukrywać, bo nie zostałem uczyniony tak silnym
O, słodka kapitulacjo, trzymaj moje serce i nie puszczaj
A ja odpuszczę

A Bóg wie
Tak bardzo Cię kocham

(Boże, jak wielka jest Twoja miłość!)
(Boże, jak wielka jest Twoja miłość!)
Więc moja dusza śpiewa
Więc moja dusza śpiewa
Boże, jak wielka jest Twoja miłość!

Jeśli chcesz


Jeśli chcesz, możesz mnie uzdrowić.
Jeśli chcesz.
Do niczego Cię nie zmuszam.
Nie odejdę, jeśli nie chcesz.
Mam tylko Ciebie.
Nic wiecej.

Wystarczy byś był.
Nic wiecej.

Szukałam uzdrowienia po omacku.
Najpierw w sobie, potem w innych.
Szukałam wśród tych, którym zamarzyło się jak mnie - być Tobą.
Ale ani ja, ani oni, Tobą nie są.
Dziś już wiem, że jesteś tym, kim jesteś.
I to mi wystarczy.
Czy mnie słyszysz?
Wystarczy.

Choć nie rozumiem dlaczego ja - ufam.

I wiem, że jeśli zechcesz - możesz mnie uzdrowić.
A jeśli masz inny plan wobec mnie - poprowadzisz.
I to wystarczy.

Amen.

niedziela, 9 kwietnia 2017

O strachu, zwycięstwie i księdzu, który jest dobry

Strach ma wielkie oczy.
Tyle razy to sobie poważam, jak już jest po wszystkim.
I tyle samo razy daję się zastraszyć, hmm.
Najważniejsze jednak, że koniec końców zwycięża.
Zwycięża, a nie ja zwyciężam - Bóg sam we mnie zwycięża.

Byliśmy z mężem na Chacie.
W całym tym kontekście, w którym się znalazłam, film był lekiem na moje serce.
Dał nadzieję na to, że będzie dobrze.
Jeśli Bóg z nami się przyjaźni, to jak może być inaczej?

Obejrzenie Chaty nie byłoby tak owocne, gdyby nie poprzedziła filmu szczera spowiedź.
Ksiądz w konfesjonale, w mojej parafii... jejku, tak się bałam, że trafię na takiego, który będzie na mnie krzyczeć i straszyć piekłem. Tak się bałam, że nie dam rady powiedzieć wszystkiego. A ten ksiądz, nie dość, że się ucieszył, że przyszłam (byłam u niego pierwszy raz, nie znaliśmy się), przekazał wiadomość od Boga, że On się w niebie teraz raduje (!), to jeszcze był cierpliwy, gdy zbierałam myśli, życzył powodzenia, gdy odchodziłam do ławki.  Ujął mnie tą spowiedzią tak, że jeszcze do niego wrócę (jeśli znów będę odwlekać tę chwilę - przypomnijcie mi tą notkę). Udowodnił, że w konfesjonale można odbyć rzeczową spowiedź ( przez ponad 10 lat spowiadałam się zdecydowanie poza nim).



Jest dobrze. Zdecydowanie.


:)

czwartek, 6 kwietnia 2017

Odrodzenie

      Poglądy Greka były zbliżone do tych, które głoszą wyznawcy New Age. Tak ładnie ubrał wszystko w słowa, że zatarła się we mnie różnica pomiędzy chrześcijaństwem a owym New Age.
Skoro była mowa o tym, że wszystko wypełnia Miłość, to zagrożenie w tym ciężko znaleźć. Oczywiście na dalszym etapie czytania owych książek dowiadywałam się więcej, o energii, samowystarczalności człowieka, o boskości każdego z nas. Fascynujące.
     Porażona mądrościami zaczęłam dzielić się swoją "wiedzą" z moim mężem. Nie spodziewałam się jednak tak ostrej i stanowczej reakcji z jego strony. W każdym razie, upraszczając nieco, musiałam przysiąc, że zerwę kontakt z moim nowym guru. Nie powiem, że obyło się bez sprzeciwu. Nie obyło. W końcu jednak zaufałam mężowi bardziej niż sobie. Nie powiem, że to było łatwe. Nie było.
     Choć zabrzmi to może dziwnie - uważam, że bardzo dobrze się stało, że poznałam Greka.
     Powodów jest kilka.

     Po pierwsze zobaczyłam jak bardzo mojemu mężowi na mnie zależy. Walczył o mnie jak lew. To było ujmujące i piękne.
     Po drugie mój mąż sam zobaczył, że z brakiem wiary i z wiarą nie można sobie folgować. Paradoksalnie moja niewierność Bogu, pozwoliła mu na Jego odnalezienie. Stanął po Jego stronie i bronił zawzięcie. To było ujmujące i piękne.
     Po trzecie:  Uważam, że w moim życiu były 2 przełomowe momenty w życiu. Pierwszy przełom nastąpił wraz z pierwszym wyjazdem na rekolekcje w milczeniu (SKB rok 2004). Jako osoba praktycznie nie wierząca,a już na pewno nie praktykująca, zaintrygowana spotkaniem z jezuitami w szkole, postanowiłam się wybrać. Jechałam w ciemno, nie wiedząc co i jak. Tamten wyjazd zmienił moje życie. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Zaczęło się moje kroczenie ku Bogu.
Drugi przełom nastąpił, myślę, właśnie w momencie poznania Greka. Poszłam za nim w ciemno. Uwierzyłam. A to doświadczenie pokazało mi dobitnie, jak bardzo moja wiara była budowana na piasku, skoro w jednym momencie się rozwaliła. Nie pogłębiałam swojej wiary, lekceważyłam praktyki religijne, które wcale nie są głupie - one uczą małymi kroczkami poznawać Boga. Ja w którymś momencie stanęłam w miejscu. Wydawało mi się, że wszystko jest ok. A nie było. Grek mi to "pokazał", właściwie nie on osobiście, tylko cała ta sytuacja.
      Po czwarte: Przy okazji tej "afery", na początku miałam, trochę wbrew sobie, się wyspowiadać. Uznałam, że tylko tak odwrócę się od Greka, pójdę w stronę Boga. Wszystko ładnie pięknie. Tylko pojechawszy na spotkanie, na którym miałam się wyspowiadać właśnie, nie powiedziałam praktycznie ani jednego konkretnego słowa, które by wypływało z moich wnętrzności. Powierzchowność, ot co. Po tym spotkaniu miałam niezłego doła. Ale cóż. Tak bywa (nie pierwszy raz zresztą).  Dziś myślę, że dobrze się stało. Gdybym wtedy zrobiła to, po co przyjechałam, obawiam się, że znów wpadłabym w stan "jest już ok - nic nie muszę więcej". Pan Bóg miał chyba inny plan. Zachęcił do otwarcia Pisma, poczytania, poznania, dowiedzenia się. I wiecie co przeczytałam pierwszego dnia, gdy otwarłam owo Pismo?
" Patrz! Kładę dziś przed tobą  życie i dobro oraz śmierć i zło. Gdyż ja nakazuję ci dzisiaj, abyś miłował Pana, Boga swego,chodził jego drogami i przestrzegał jego przykazań, abyś żył i rozmnażał się, a Pan, Bóg twoj, będzie ci błogosławił. Jeśli zaś odwróci się serce i nie będziesz słuchał, jeśli dasz się odwieść i będziesz oddawał pokłon innym bogom oraz im służył,. To oznajmiam wam dziś, że zginiecie (...) ".
   Tak zaczęłam czytać i poznawać na nowo....


środa, 5 kwietnia 2017

O Greku słów kilka(naście)


            O Greku usłyszałam po raz pierwszy jakiś rok temu. Koleżanka, wiedząc o moich bezskutecznych staraniach, opowiedziała mi swoją historię. Przeszła kilka operacji, terapię lekową i nic. W końcu ktoś ją zabrał do Krakowa, do Greka, który ją uzdrowił, przewidział, że będzie mieć 2 dzieci (choć nie było wiadomo czy będzie mieć choć jedno) i ..... dziś cieszy się podwójnym macierzyństwem.  Słuchając tej historii, nie myślałam sobie, że poznam Greka osobiście.
            Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że nie bardzo lubię rozmawiać przez telefon. Pod tym względem jestem dziwna i specyficzna, ale cóż, pogodziłam się z tym. Zanim więc wykonałam telefon do Greka, próbowałam siebie uspokoić i przekonać, że w ogóle dobrze robię, aranżując nasze spotkanie. Pierwszy telefon, usłyszany głos, serce wali jak młot i od razu....zauroczenie. Jego spokojny, stonowany głos, rzeczowa i konkretna rozmowa, zadawane pytania, udzielane odpowiedzi - to wszystko sprawiło, że czułam się jak w siódmym niebie. Zaopiekowana i zrozumiana. Rewelacja. Pierwsza rozmowa trwała ok godzinę. W tym czasie mówił do mnie tak, jakby znał mnie całe życie. Mówił tak, jakby rozumiał przez co przechodzę, dając do zrozumienia, że nie jestem sama. Zaproponował spotkanie. Zgodziłam się. Nie obyło się jednak bez walki. Wewnętrznej.
            Wiedziałam, że Grek jest magiem, wróżbitą, czytającym z wahadełka  bioenergoterapeutą. W moich oczach cudotwórcą w czystej postaci. Najpierw podchodziłam do sprawy lekkomyślnie, jednak im bliżej było spotkania tym więcej wątpliwości mnie nachodziło. Patrząc na sprawę czysto duchowo - wiedziałam, że świadomie wchodzę w grzech. Wiedziałam również, że jeśli komuś o tym powiem, zostanę od tego odwiedziona. A odwiedzioną zostać nie chciałam. Więc pojechałam. I otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia.
             Na miejscu, w domu prywatnym, czekał na mnie sympatyczny pan po 50. Początkowo byłam nieco zestresowana, ale w jego oczach widziałam tyle spokoju, że szybko przestałam się denerwować. Gdy zaproponował mi herbatę, poczułam się jak w odwiedzinach u starego znajomego. Podobało mi się to, że nie musiałam za dużo mówić. Właściwie on przegadał większość tej rozmowy (a trwała ona 4 godziny). Mówił tak, jakby czytał ze mnie dosłownie. Wszystko się zgadzało. Z przeszłości, teraźniejszości. Najbardziej interesowała mnie jednak przyszłość. Mówił dokładnie to, co chciałam słyszeć, a ja chłonęłam jak gąbka. Zafascynowana. Podekscytowana. Oczarowana. Przy tym wszystkim wykonywał swoje rytuały i wróżył przyszłość.
               Jakoś tak się rozmowa potoczyła, że zeszliśmy na tematy duchowe. Zaczął wykładać Biblię, a ja....oniemiałam, próbując sobie przypomnieć o jakim fragmencie w danej chwili mówi. I zrozumiałam, że do tej pory chyba nie wierzyłam w nic, bo kompletnie nie znam księgi, na której, jak mniemałam, oparta jest moja wiara. Ale Grek wprowadził szybko nowy ład, nie zostawiając mnie i w tej materii samej. Pokazał mi świat złożony z energii, z której wszystko się wywodzi, do której wszystko dąży i powraca. Opowiadał o  miłości, która przepełnia absolutnie wszystko, jeśli tylko pozwoli jej się zadomowić w sobie. Mówił o  tym, że każdy człowiek jest bogiem samym sobie, tylko niewielu to odkrywa. Polecił książki, które warto poczytać. Byłam mu wdzięczna za wszystko. pPełna nadziei i pokoju. Tak, wtedy wracając z Krakowa do domu, czułam się niezwykle spokojna i pewna, że wszystko to, co się wydarzyło, było mi potrzebne. Po powrocie chłonęłam książki.
               A potem do akcji wkroczył mój mąż z przyjacielem i cóż....i rozwalili dopiero co zbudowany świat.    Ale o tym następnym razem.

Cdn.
           

wtorek, 4 kwietnia 2017

O tym jak jest.



        Patrząc na szczęśliwe małżeństwa, nigdy nie sądziłam, że przyjdzie taki dzień, w którym będę ukradkiem się im przyglądać i zazdrościć. Patrząc na szczęśliwe małżeństwa z potomstwem, nigdy nie sądziłam, że przyjdzie taki dzień, w którym będę ukradkiem się im przyglądać z sercem przepełnionym bólem i pustką.
        Nie, nie straciłam dziecka.
        Ja go nie umiem mieć.
        Moja niepłodność mnie zabija. Każdego dnia.
        Nikt nie jest w stanie mnie pocieszyć, wytłumaczyć, zrozumieć.
        Bo i co tu tłumaczyć?
        Jak ukoić serce?
        Każdego miesiąca to samo.
        Najpierw jest dobrze. Zaczyna się nowy cykl. Nowe wyzwanie. Robisz swoje i czekasz. Nie pijesz alkoholu, odżywiasz się racjonalnie i zdrowo, zachowujesz ostrożność, nie jeździsz na rowerze, nie pływasz, nie tańczysz, nie kochasz. Czekasz. I masz nadzieję. Ogromną nadzieję. I w głowie układasz całe wasze wspólne szczęśliwe życie. I przychodzi ten dzień. Dzień, w którym po raz kolejny wszystko rozsypuje się w drobny mak. I płaczesz. I wyjesz z bólu. Nie jesz (bo po co?) i nienawidzisz siebie, swojego ciała, wszystkiego i wszystkich. A potem? A potem znów nowe wyzwanie itp. itd.
I tak w kółko, cykl w cykl, miesiąc w miesiąc. Wciąż to samo.
Aż dziw, że jeszcze nie zwariowałam.
W międzyczasie bierzesz leki, odwiedzasz swojego lekarza częściej niż byś chciała, zabierają cię do szpitala, robią badania, HSG, laparoskopię. Za każdym razem boli, ale ściskasz zęby, bo wiesz jaką nadzieją żyje twoje serce. I znów masz powera. Spirala się nakręca. Więc się kręcisz.
A potem przychodzi taki moment, w którym już wiesz. Moją niepłodność powoduje endometrioza, która skutecznie się odnawia, a leczyć ją można tylko laparoskopowo lub wprowadzając kobietę w stan sztucznej menopauzy. Najgorsze są słowa lekarza "zrobiłem wszystko, co mogłem by Pani pomóc. Proszę się zastanowić nad in vitro i zgłosić się do poradni leczenia niepłodności". Tyle w temacie. Pozamiatane. Dziękuję. Do widzenia.
      A żyć trzeba dalej. No jakoś.
      Tylko jak, skoro rozpadam się na kawałki?

      Stałam kiedyś pod krzyżem z przyjacielem. O mały włos nie rozkleiłabym się bardzo. Łzy w oczach, zaciśnięte zęby. I mówię mu, że żaden facet nie zrozumie tego, jak bardzo można pragnąć być mamą. A on mi na to " Ten na krzyżu zrozumie". Nie powiem, że mnie to nie dotknęło. Dotknęło. Ale nie uwierzyłam. Uwierzyłam za to pewnemu Grekowi, pod którego wrażeniem wciąż jestem. Ale o tym następnym razem....
cdn.


poniedziałek, 3 kwietnia 2017

z serca

Po drugiej stronie duszy znajduje się niezrozumienie i brak akceptacji.
Kogo? Czego?
Prawdę powiedziawszy samej siebie.
Niezgoda na to, co mnie spotyka i otacza.
Niepokój serca.
Brak przebaczenia.
Pustka.
Bezradność.
Niemożność wyrażenia siebie w jakikolwiek sposób.

Oto serce rozdarte na strzępy.
Bolące.
Krwawiące.
Wciąż moje,
                     lecz obce.

(Nie)wcielone